sie 11 2003

Creamfields polska


Komentarze: 1

No i odjebalo mi – zwariowalem i pojechalem na 1 dzien nad morze (znow). Tym razem była jeszcze dodatkowo okazja, bo w weekend odbywal się festiwal creamfields – polska.

Wydarzenie mogę skomentowac jedynie w ten sposób – REWELACJA ROKU!

Miejsce prezentowalo się okazale już z daleka....4 olbrzymie namioty i dwie gigantyczne sceny...gdy szedlem w steone owego miejsca już z odleglosci 500m można było „odczuc” witajacy rewelacyjny bassik...przenikajacy cale cialo. Im blizej miejsca tym dzwieki stawaly się przyjemniejsze dla uszu i zaladka.

Gdy stalem pod bramka wejsciowa byłem rozradowany. Myslalem ze dziwki jakie mnie przenikaja wtedy to już wszsytko na co stac sceny naladowane po blisko 150 tys. Watt mocy...Jakze się mylilem... glowna scena powala moca 180 tys Watt a to co się na niej dzialo... chicane..uwielbiam Jego muzyke, ale na zywo brzmi jeszcze lepiej.

To prawda co powiedzial o nim Dj... muzyczna doskonalosc roku.

Musze przyznac ze sceptycznie podszedlem do widoku namiotow ustawionych na polu...

Jendak po prszekroczeniu magcznej bariery oddzielajacej swiat zewnetrzny od wewnetrznego – rzeczywiscie przechodzilo się do innego swiata – Trance zone stage po prostu mnie pochlonelo! Dj, zmielili mój mozg...snach-rozjechal mi platki uszu,...woody van eden po prostu pokroil na plasterki..a cosmic gate...lekko przeysmazyli na ruszcie by reszta towazystwa mogla zjesc mnei z apetytem na kolacje... po prostu Trance’owy namiocik RULEZ!!! Można było plywac w powietrzu...unoszac się czystym bitem i sila synetezatorow, oraz moca dziwekow tloczonych z najlepszych systemow dzwiekowch...

Namiocik rytmu ulicy przyciagnal mnie jedynie na moment (może dlateog tam najwczeniej skonczyla się impra..bo już około 6 rano kolesie zwijali sprzety..za to MAIN STAGE i druga glowna scena ciely rzeskie powietrze nadchodzacego poranka i nawet pierwsze promienie slonca wschodzace nad morska plaza nie zwolnily rytmu na moment.

Najbardziej tajemniczy dla mnie namiot (czerwony) I love techno...tam była po prostu masakra...najprawdziwsze TECHNO !!! gdy glosniki pchaly olbrzymie masy powietrza by wydobyc glebie serwowanych dzwiekow mialo się wraznie ze namiocik nei wytrzyma naporu tej mocy...stojac nawet na zewnatrz można było poczuc sile podawanych dzwiekow na czarnych talerzach. Potrzebowalem tej chwili wyskoku...

Tylko nad ranem troszke smutno bo nie było się od kogo przytulic... najpiekniej wygladaly pary siedzace samotnie  gdzies na lotnisku...tulace się do siebie, obserwujace z daleka to co się dzialo na scenie...

        

         Teraz patrze odrobine inaczej... wiem, ze nie może jzu być milosci miedzy mna a P.

Wiem ze to wszystko już skonczone...mimo iż tli się cos na dnie serduszka..każdy kolejny dzien zabija te milosc..a raczej ja ja zabijam bo wiem ze tak trzeba.

Nie bylby szczesliwy już z kims kto tak bardzo zawiodl moje marzenia...kto po prostu wykorzystal mnie by samemu dojsc do ladu ze swoim zyciem...

Po prostu wiem, ze nawet jeśli czuje inaczej musze „zagrac” role chlopaka, któremu minela pierwsza milosc..którego nie interesuje zareczona dziewczyna...

 

 

koperek : :
12 sierpnia 2003, 03:45
planowalam na to jechac... no moze niezupelnie ja, ale mialam sie zabrac ze znajomymi.. znalezlismy sobie nawet nocleg w kolobrzegu.. nie wypalilo.. a szkoda.. teraz jak to u Ciebie przeczytalam to zaluje. ale techno to dla mnie tez dragi. wiec moze dobrze ze nie wypalilo. jest jak jest nie jest zle. trzymaj sie Koper :)

Dodaj komentarz